
Zwierzenia czytoholika
Tak, przyznaję się. Nie potrafię żyć bez książek
Sytuacja 1: Idę do lokalnego dyskontu kupić chleb i mleko. Wchodzę do środka i już po chwili wiem, że dwie ręce mi nie wystarczą. Szybko lecę po koszyk, o mały włos a bym zapomniała o prawdziwym celu mojego przybycia tutaj. Po dłuższej chwili wychodzę z chlebem, mlekiem i 5 książkami, ponieważ były w naprawdę dobrej promocji (dobrze, że były ciężkie i tylko tyle się w koszyku zmieściło). Pierwszą z nich mam już przeczytaną dwa dni później.
Sytuacja 2: Jestem na drugim końcu Polski, wiem, że wszystko co kupię mam przewieźć pociągiem (z przesiadkami). Mam urlop i postanawiam sobie przy okazji kupić buty, których szukałam już od dłuższego czasu. Wchodzę do galerii i widzę wyprzedaż książek (taką prawdziwą, nie zwiększenie ceny poprzedniej). Butów nie znalazłam, ale wracam z kilkoma książkami (przecież na pewno mi się zmieszczą).
Sytuacja 3: Wolny wieczór, jesteśmy we dwoje. W końcu moglibyśmy obejrzeć razem film, w coś pograć lub inaczej miło spędzić czas (if you know what I mean). Biorę do ręki książkę i po kilku stronach już wiem, że nie ma szans, żebym się od niej oderwała. Wspólny wieczór stał się właśnie czymś bardzo odległym…
Sytuacja 4: Jadę w odwiedziny do Warszawy, niby droga nie jest długa (jedyne 6,5 godziny). Biorę ze sobą jedną książkę i okazuje się, że na drogę powrotną muszę się zaopatrzyć w nową, bo ta się skończyła (a przecież internety same się nie przeczytały).
Sytuacja 5: Mam propozycję spaceru w świetnym towarzystwie, niestety przez rozpoczętą już książkę zostaję w domu (w późniejszych tego typu sytuacjach brałam już książkę ze sobą do torebki).
Mogłabym tego typu sytuacje mnożyć, ale nie chcę Was zanudzać. Ważne jest to, że jakiś czas temu musiałam zrobić sobie odwyk od kupowania i ciągłego czytania książek. Na szafce nocnej poukładałam wszystkie, które mam jeszcze nieprzeczytane i teraz systematycznie je pożeram. Mam też oczywiście dokładnie zaplanowany czas na czytanie, pomiędzy wszystkimi aktywnościami, żebym wychodziła z mojego książkowego świata na zewnątrz
W tym roku jednym z moich wyzwań (oprócz na przykład wsk2015 Igora) jest przeczytanie jednej książki tygodniowo (w sumie 52) bez zaniedbywania innych dziedzin mojego życia. Patrząc na to, że kończę już czytać dziesiątą, jest spora szansa, że mu podołam.
Taka ilość książek na pewno nie obejdzie się bez echa – każda z nich zostawia swoją pieczątkę w mojej głowie – coś poprzestawia, coś nowego stworzy czy poukłada. Jak czytam, szczególnie na tematy dla mnie nowe lub podchodzące do znanych rzeczy z całkowicie innej perspektywy, mam wrażenie, jakby mi ktoś masaż mózgu robił. To jest tak przyjemne, że nie potrafię przerwać.
Co jakiś czas więc będą się tutaj pojawiać teksty inspirowane książkami. Jeśli macie podobne schorzenie co ja i nie potraficie się bez literatury obejść, na pewno znajdziecie coś dla siebie. A jak się okaże, że jest nas całkiem dużo to może stworzymy sobie kółko czytoholików, by wzajemnie się wspierać