Sama w domu – brzmiało wspaniale
Dzień spędzony samotnie – po 7 latach związku jest to coś, co daje Twojej wyobraźni pole do popisu.
Jak tylko usłyszałam, że będę miała chatę wolną (tak, po tak długim czasie razem też się tak na to czasami reaguje), zaczęłam myśleć, cóż takiego mogłabym robić. Jak na typowego czytoholika (o tym będzie niedługo) przystało, będę miała duuuużo czasu na książki. Plan był następujący:
Mężczyzna przewidział moje niecne plany, więc postanowił mi je trochę poprzestawiać. Dużo nie było trzeba – wystarczyło tylko włączyć mi problemy żołądkowe i całość poszła się kochać. Zamiast wyjścia – praca z domu. Zamiast relaksu – jeszcze trochę pracy (bez widzenia wychodzących do domu osób, czas leci jakoś szybciej). W pewnym momencie jednak włączyła mi się lampka kontrolna – jutro jest dzień wolny. Trzeba zakupy zrobić. Po wielkiej misce ryżu poczułam się już lepiej, więc pora na etap Matki Polki. Pobiegłam na zakupy (zastałam tam tryb masowego powiększania zapasów wojennych w połowie miasta), ogarnęłam mieszkanie, zajęłam się szykowaniem obiadu/kolacji na jutro (przynajmniej części). Udało mi się w sklepie dostać dwie piękne dynie, więc oprócz zupy – krem, wydrążyłam je (na zdjęciu tytułowym) i ususzyłam pestki (nic nie może się zmarnować). Mój dzień, mniej więcej, wyglądał następująco:
Chciałam zrobić piękną dokumentację zdjęciową (na jaką mi mój telefon pozwala), ale skończyło się demolowaniem mieszkania. Z mottem „choćbym miała wszystko rozwalić, to wpis będzie” na ustach robiłam zdjęcie suszącym się pestkom
aż tu nagle, niespodziewanie, firanki mnie zaatakowały. Co więcej (a to nędzne kreatury) – wzięły sobie do pomocy zasłony i karnisze. Kilka słów o źle prowadzących się kobietach poleciało i zobaczyłam efekt końcowy:
Ku mojej wielkiej radości, czeka mnie więc jutro szalenie fascynująca wyprawa do sklepu i szukanie wkrętów w morzu śrubek. Może zmotywuje mnie to w końcu do pomalowania ścian i wykończenia mieszkania