Nie wymyślaj postanowień – weź jedno i się go trzymaj!

Ja na przykład w tym roku  planuję zepsuć drugi żart przewodni <NiachNiachNiach>

To, że jestem dziwna już chyba wiesz – bardzo lubię rysować procesy, sprawdzać co w nich nie działa, co mogę poprawić i na tej podstawie wyznaczać sobie cele. Co więcej- bardzo też lubię je potem realizować (oj ja głupia – a mogłam wymyślić je raz i potem na wiele, wiele lat mieć spokój)!

Niestety jednak nie zawsze tak było. Kilka lat temu pierwszego stycznia, jak to po ciężkim wieczorze, zaczęłam filozofować. Jak duża część naszego społeczeństwa stworzyłam kolejne piękne plany co chcę w następnym roku zrobić. Jak ta sama część potem przez miesiąc je powoli realizowałam (albo chociaż zrobiłam jedną czynność z nimi związaną na uspokojenie sumienia) i jakoś tak płynnie przechodziłam do „mam przecież na to cały rok, nie ucieknie”. 31 grudnia okazywało się jednak, że to był zając i zanim się zorientowałam poleciał w siną dal z moimi celami. Zwierzak poleciał, planów nie było, więc następnego dnia, znów od nowa musiałam zapisywać w większości te same rzeczy. Wyglądało to mniej więcej tak:

Któregoś jednak dnia, kiedy byłam w lepszym stanie psychofizycznym, naszła mnie genialna myśl (wiecie żarówka i te sprawy) – uczepiłam się tego pierwszego stycznia jak troll patentowy Microsoftu, a przecież można cele wymyślać przez cały rok, a potem realizować je w odpowiednio zaplanowanym czasie. Proste? Proste! Oczywiste? Oczywiste! Genialne? Jak najbardziej! Tak więc zaczęłam  wyznaczać sobie jeden cel główny, a wszystko inne, co mi w międzyczasie do głowy przychodziło, zapisywałam na listę do zrobienia później. Potem rozpisuję to na mniejsze części i tak powstaje mój plan działania. Jak tylko uda mi się go osiągnąć, mogę zabierać się za coś nowego z listy.

Najważniejsze jest jednak, żeby to była faktycznie jedna, max dwie rzeczy. Jak będzie ich więcej zaczną ze sobą kolidować i za bardzo rozpraszać naszą uwagę. Oczywiście oprócz niego są mniejsze, codzienne rzeczy (o nich będzie innym razem), ale kiedy mam bardzo napięty grafik i obie powinnam zrobić w jednym czasie nie mam problemu z wyborem – ta główna jest zawsze pierwsza:)

W tamtym roku  takim głównym celem było założenie bloga. Przez dłuższy czas kombinowałam jak powinien się nazywać, o czym pisać, co zrobić, gdzie, po co itp. Dzięki pomocy i wsparciu kilku dobrych duszyczek udało mi się więc zepsuć pierwszy żart przewodni.Teraz nadszedł moment na zabranie się za ten drugi, dużo większy i poważniejszy – postanowiłam do końca czerwca 2015 osiągnąć moją wymarzoną figurę!

Dlaczego jest to takie zabawne pytasz? Ponieważ najczęściej jak chciałam coś odsunąć w czasie na dalszą nieokreśloną przyszłość (według niektórych dążącą do nieskończoności) padała odpowiedź „Oczywiście, że to zrobimy/pojedziemy/naprawimy/zdobędziemy/zwiedzimy (niepotrzebne skreślić, potrzebne dodać), z największą chęcią, ale zaraz po tym jak schudnę”. Potem żart rósł razem ze mną i dzięki temu mam teraz tak wielkie pole do popisu :)

W ostatnim tygodniu zrobiłam już pierwszy krok w tym kierunku – po raz pierwszy udało się się zwlec z łóżka o 5:45 tylko po to, żeby pójść przed pracą na basen. Tak mi się to spodobało, że dzisiaj też to powtórzyłam i planuję tak trzy razy w tygodniu 😀

Jeśli chciałbyś śledzić na bieżąco moje poczynania, zabrać się za odchudzanie razem ze mną, motywować mnie, służyć dobrymi radami lub po prostu się pośmiać z tego co wyprawiam – jutro będzie coś dla Ciebie.

Trzymaj kciuki!

PS. Podoba Ci się wpis – podziel się :)

 

 

Spodobał Ci się mój wpis - polub go lub się nim podziel!