JaDamska na tropie odcinek 3 cz.2 – Dublin

Okazało się, że się, że przy okazji poznawania miasta, w Dublinie spotkaliśmy mistrza udzielania bezinteresownej pomocy. Ale czy znalazłam żaby?

Zaraz po wizycie w muzeum Guinnessa skierowaliśmy się do centrum miasta. Nie udało mi się jeszcze upolować mapy, więc bazując na tych z ulotek i google maps postanowiliśmy iść prosto w dół i zobaczyć co będzie. Po ok. 20 minutach spaceru zatrzymaliśmy się  zobaczyć co to za kościoły stoją. Wtedy to, praktycznie znikąd, pojawił się starszy Pan (z dużej, bo to nie tai sobie zwykły pan, ale taki mega w porządku przez duże P) z wielka czarną torbą sportową z pytaniem:

Pan: Czy mogę w czymś pomóc?

My (biorąc od uwagę, ze na pewno zaraz stosowny napiwek liczony w euro za pomoc sobie policzy) Nie, dziękujemy serdecznie.

Pan: Może czegoś szukacie czegoś konkretnego? Chętnie pomogę

My (w końcu zebraliśmy się w sobie, i wiedząc, że dłużej już napięcia po wypiciu piw nie wytrzymamy, trochę zawstydzeni odpowiadamy) Bo my to w sumie toalety szukamy.

Na co twarz Pana się od razu rozjaśniła i zaprowadził nas do najbliższego przybytku spokoju. Przy okazji zaproponował, że zupełnie za darmo chętnie nas po kilku miejscach oprowadzi. Od razu się zgodziliśmy i poszliśmy za nim posłusznie do najstarszego kościoła w Dublinie, która poza zabytkami w nim umieszczonymi, kamieniem na szczęście (o który trzeba potrzeć i który, wg legendy, robi się cięższy z każdym metrem od kościoła jeśli ktoś chciałby go ukraść – raz próbowano, przywieziono z powrotem szybciutko) i mapką samego miasta.

Tak, to właśnie ten ciężki do wyniesienia kamień, który pociera się na szczęście. Jak to robisz pamiętaj - nie myśl ile osób robiło to przed Tobą i w jakim stanie mieli ręce :)

Tak, to właśnie ten ciężki do wyniesienia kamień, który pociera się na szczęście. Jak to robisz pamiętaj – nie myśl ile osób robiło to przed Tobą i w jakim stanie mieli ręce :)

Z informacji ogólnych jeśli wybieracie się kiedyś do Irlandii musicie przyzwyczaić się, że wszystko tam jest najstarsze – każdy pub, kościół, zabytek będzie nazywany tym naj. Ten, do którego my właśnie trafiliśmy jestem pewna, że faktycznie na miano takowego zasługuje, gdyż znajdował się w granicach starego miasta (kiedy to jeszcze stały mury dookoła i wjazd był przez bramy). Ciekawostką jest, że najpopularniejsza Katedra Świętego Patryka była wtedy poza murami miasta :)

Z innych fajnych opowiadań w trakcie tych podróży dowiedzieliśmy się, że jeżeli na sarkofagu postać ma pod nogami psa, oznacza to, że umarła śmiercią naturalną. Swoja droga zastanawiam się, czy w Polsce też ta zasada była stosowana? Wiecie może?

Jak widać, ten jegomość był szczęśliwcem - umarł śmiercią naturalną, co w tamtym czasie, szczególnie u mężczyzn, było nie lada wyczynem

Jak widać, ten jegomość był szczęśliwcem – umarł śmiercią naturalną, co w tamtym czasie, szczególnie u mężczyzn, było nie lada wyczynem

Następnie skierowaliśmy nasze kroki, wciąż słuchając opowieści Pana z wypiekami na twarzy, do najwyższego kościoła z przepięknymi witrażami. Wszystkie są bardzo ładne, jednak te za ołtarzem i organami są po prostu dziełami sztuki. Podobno po ich zrobieniu zabrakło pieniędzy na resztę  i musieli kończyć wykończenia po kosztach.

Ołtarz nie poraża, ale mozaika i witraże to małe dzieła sztuki każde

Ołtarz nie poraża, ale mozaika i witraże to małe dzieła sztuki każde

Zaraz później poszliśmy zobaczyć ratusz, który akurat był wystrojony na uroczystość ślubną.

DSC03748

Centrum Dublina, w porównaniu z innymi stolicami europejskimi, nie jest wcale takie duże. Większość rzeczy znajduje się w odległości max 1 godziny spacerkiem. Dlatego już pierwszego dnia dotarliśmy do dużej części punktów turystycznych. Dość przypadkowo zahaczyliśmy też o część imprezowo – pubową, czyli Temple Bar, obok którego znajduje się „Forbidden Planet” – absolutnie genialne miejsce dla geeków, gdzie jest mnóstwo komiksów, kultowych seriali, figurek, książek i gadżetów.

Miasto przedzielone jest rzeką, która mnie naprawdę urzekła. To co mi się bardzo tam podoba to bardzo duża ilość zieleni wszędzie (czego może na poniższym zdjęciu nie widać, więc musicie uwierzyć mi na słowo)

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Coś bardzo nietypowego, czego u nas nie zauważyłam, to tego typu znaki. Są tak ciekawie zrobione, że mogłyby jako demoty zwojować internety.

DSC03555

 

Watro też przyjrzeć się mijanym budynkom – bardzo często możecie na nich spotkać świetne graffiti. Myślę, że żeby je wszystkie obejrzeć, spokojnie można cały dzień na to zarezerwować.

DSC03724

Tak więc, dzięki przypadkowemu spotkaniu, poznaliśmy niesamowitego człowieka z mnóstwem historii. Nie dość, że pomógł nam znaleźć toaletę, oprowadził nas po miejscach, do których sami raczej byśmy nie trafili, to jeszcze na każdym kroku pomagał innym. Jak tylko widział zagubionych turystów, służył radą. Jeśli komuś wystawał portfel, niósł nie tak torebkę – od razu informował, że w Dublinie także mają złodziei i przestępców, więc powinniśmy na siebie i swoje rzeczy zwracać uwagę. Kiedy wspomniałam, że szukam mapy miasta oddał mi jedną ze swoich, po czym w ratuszu znalazł następnych kilka. Pomagał jeszcze zanim ktoś zauważył, że ta pomoc jest potrzebna.

Chciałabym kiedyś móc tak szybko reagować ja on – jest po prostu w tym mistrzem. Zanim ja się zorientowałam, że ktoś w ogóle stoi, on już był obok i pomagał!

Mimo świetnego przewodnika dalej nie znalazłam żab. Postanowiłam więc spróbować w jeszcze kilku miejscach, by przypadkowo odkryć prawdziwe serce i piękno tego kraju, o czym będzie już w trzeciej, ostatniej części historii o Dublinie.

PS. Jeśli znasz miejsce, w którym mogłabym poszukać żab – pisz! :)

 

Spodobał Ci się mój wpis - polub go lub się nim podziel!