
Dama też może programować
Programista kojarzy się najczęściej z facetem we flanelowej koszuli w obowiązkową kratę. Oczywiście z klapkami i dodatkowym wyposażeniem w postaci białych skarpetek w komplecie. Długich – przynajmniej do pół łydki. Z tym obrazem w głowie spojrzałam na ogłoszenie o warsztatach Rails Girls Szczecin i już wiedziałam, że to dla mnie.
Otworzyłam zakładkę w nowym oknie i zaczęłam się zastanawiać – szkolenie wygląda fajnie, ale czy naprawdę go potrzebuję? Ostatnio każda wolna chwila w moim grafiku jest na wagę złota dlatego wszystko co robię przechodzi gruntowną analizę. Po co mi to? A co po szkoleniu? Czy to w ogóle dla mnie? I tak wyszło mi, że faktycznie, te warsztaty to jest to, czego właśnie teraz potrzebuję!
Do aplikacji jakoś strasznie się nie przygotowywałam – usiadłam i szczerze odpowiedziałam na zadane pytania. Dopiero na szkoleniu dowiedziałam się, że było kilka osób na jedno miejsce, więc chyba swoją prawdomównością przekonałam jurorów do siebie.
Warsztaty trwały dwa dni i teraz mogę się spokojnie sama przed sobą przyznać, że trochę byłam tym przerażona. Temat był dla mnie kompletnie nowy – przecież ja na pewno już po 2 godzinach zapomnę co było wcześniej. Poza tym, przyzwyczajona do formuły szkoleń wciąż raczej wykładowej bałam się tego, że będę musiała za trenerem nadążyć i nikt nie będzie miał czasu by mi pomóc, jak coś mi nie wyjdzie. Zdziwiło mnie tylko, że trenerów zapowiedzianych jest 12 – czyli co, będą zmieniać się co godzinę?
Nadszedł więc ten ciężki poranek po prawie nieprzespanej nocy (bo te kilka godzin, co spędziłam w łóżku po imprezie firmowej, snem nazwać nie mogę). Obawiałam się więc, że nawet do tych wcześniej wspomnianych 2 godzin nie dotrwam. Jak to jednak na mnie przystało powiedziałam sobie „Co? Ja nie dam rady?” i już byłam w drodze do Szczecińskiego Technoparku.
Po pierwsze – świetna organizacja!
Od samego wejścia wszystko było idealnie zorganizowane. Każdy miał swoją kartę, w kolejkach prawie się nie stało, wszystko pięknie oznaczone. Na moje niewyspanie czekała kawa, na potrzebę węglowodanów – ciastka, cukierki i bułeczki, na moje braki witamin – owocki, a na inne niedobory poimprezowe – woda.
Technopark Pomerania jest niesamowitym miejscem – zarówno na szkolenia, jak i do pracy – jest w pobliżu parku, świetnie wyposażony, pełen miejsc na spotkania i przestrzeni dla start-up’ów. Oprócz super zaplecza technicznego posiada też kantynę z dobrym jedzeniem w rozsądnych cenach. Po prostu bajka.
Bardzo ucieszyłam się, że wszystko było na czas i ktoś ciągle tego pilnował. Szczególnie pomocne to było podczas obiadów, bo w toku nauki można było łatwo zapomnieć o tej potrzebie (tak, nawet mnie raz to spotkało – też byłam zdziwiona)
Jak już jesteśmy w temacie nauki – wszyscy byli podzieleni na czteroosobowe grupy, w których jedna osoba nauczała (coach) i trzy próbowały tę wiedzę przyswoić (np oporna dama jak ja). Takie rozwiązanie było genialne – nie dość, że mogłam o wszystko dopytać, to jeszcze trenerka miała czas by do każdego z nas podejść i pomóc. Całkowicie inaczej niż na szkoleniu online, w którym brało udział 500 osób i po instalacji system mi się wywalił, więc cała reszta szkolenia polegała jedynie na oglądaniu. I oczywiście już wiedziałam, po co było tylu trenerów
Całość organizacji dopełniły gadżety takie jak eko-długopis, notatnik, zmywalne tatuaże i naklejki, czy moja ukochana, przyjęta już do domu, kaczuszka.
Niesamowity klimat
Każdy z nas był wyjęty z innej bajki, ale pomimo tego świetnie się dogadywaliśmy. Atmosfera była luźna, pełna żartów, otwartości i kreatywności. Szczególnie pomogło tutaj spotkanie w pubie w sobotni wieczór – wspólne piwo i taniec zawsze pomogą
Trenerzy, którzy mają praktyczną wiedzę
Nie mieliśmy wykładów ani teorii. Od razu zaczęliśmy od budowania stron i w praktyce uczyliśmy się co jakie polecenia robią. Wszyscy trenerzy są praktykami i ich wiedza jest naprawdę ogromna (dziękuję Magda bardzo, bardzo mocno!). Na wynos dostaliśmy mnóstwo odnośników do materiałów oraz kontakt do szkoleniowców, by w razie późniejszych problemów dać znać. Takie podejście absolutnie mnie uwiodło.
Wszystko to razem sprawiło, że pomimo zmęczenia nawet na chwilę nie byłam podczas warsztatów senna. Ciągle coś się działo, widziałam postępy mojej nauki od razu, poznałam mnóstwo świetnych osób i dostałam wielkiego kopa, żeby w końcu moją miłość do programowania rozwijać. Dość powiedzieć, że po powrocie w niedzielę wieczorem jeszcze dopracowywałam nasze dzieło.
Jak się na takie warsztaty dostać?
Wystarczy śledzić informacje na railsgirls.com – w prawej części strony są wszystkie bieżące wydarzenia. Warto też przeglądać wiadomości lokalne – szczególnie w internecie zazwyczaj jest o nich głośno. A najpewniej jest polubić stronę lokalną na FB – na przykład Szczecina.
Dobrze jest mieć na szkolenie komputer Apple lub zainstalowany system Linux – na Windowsie pojawia się mnóstwo problemów. Jak takowych nie posiadacie nie martwcie się – możecie tak jak ja działać na platformie wirtualnej, jak np. nitrous.io. Jeśli jednak planujecie dłuższą przygodę z Ruby on Rails powinniście rozważyć albo kupno Maca, albo zainstalowanie Linuxa (ja planuję w wolnej chwili doinstalować go i działać na dwóch na raz – podobno możliwe i działa).
I jak – kto z Was będzie programować ze mną?
Zdjęcie główne: U-bik.pl
Ja rozchichana oraz z zespołem: Fotoklub Zamek