
„Atlas chmur” – uderza do głowy mocniej niż alkohol
Kilka miesięcy temu pożyczyłam „Atlas Chmur” D. Mitchell’a. Coś tam kiedyś o tej książce słyszałam – podobno fajna i na jej podstawie powstał film. Do tej pory nie mam pojęcia skąd wydawało mi się, że jest to lekka komedia romantyczna – takie czytadło na kilka wieczorów. Z takim też nastawieniem zaczęłam ją czytać i czekałam na rozwinięcie akcji. Nawet nie podejrzewałam, jak bardzo się myliłam…
Po kilkudziesięciu stronach już byłam praktycznie pewna, że romantycznych scen to raczej tutaj nie zobaczę. Różnica oczekiwań sprawiła, że nie byłam w stanie czytać więcej niż kilkudziesięciu stron na raz. Zamiast lekkiej, łatwej książki dostałam mnóstwo ciężkich tematów do przemyślenia.
„Atlas Chmur” opiera się na historiach kilku bohaterów powiązanych ze sobą. Każdy z nich żyje w innych czasach, mieszka i wychowuje się w innych warunkach. Co najważniejsze wszyscy zwracają uwagę na całkowicie inne aspekty dzisiejszego świata.
Wiele miałam momentów, w których nie byłam w stanie czytać dalej i musiałam na chwilę tę książkę odłożyć. Jest to jedna z najdłużej czytanych przeze mnie dzieł ever, ale nie żałuję ani jednej minuty na nią poświęconej. Wczoraj ją skończyłam, a myśli dalej nie mogą się mi poskładać w całość.
Wszystkim, którzy lubią wychodzić w przyszłość, łączyć historię, analizować to co nas otacza. Polecam też tym, którzy nie boją się zobaczyć jak często żyjemy w błędzie i jesteśmy zamknięci w swoim pięknym, hermetycznym i komfortowym świecie. Tym, którzy nie boja się dostać od autora kilka razy po tyłku, a nawet mieć czołówki z rzeczywistością.